🗳 Kościół jako gracz polityczny
W Polsce Kościół katolicki nie ogranicza się do funkcji religijnej – od lat pełni także rolę jednego z najważniejszych graczy politycznych. Konkordat z 1993 roku sformalizował i utrwalił tę pozycję, nadając Kościołowi przywileje, jakich nie posiada żadna inna organizacja społeczna. To właśnie hierarchowie, wprost lub pośrednio, udzielają wsparcia wybranym politykom, co nierzadko decyduje o wynikach wyborów. Przykład Karola Nawrockiego, który zdobył poparcie dzięki zaangażowaniu Kościoła, pokazuje, jak silna jest ta zależność. Taki układ nie ma nic wspólnego z zasadą wolnych wyborów – to ingerencja w demokratyczny proces.
⚠️ Demokracja pod presją
Kiedy politycy wiedzą, że poparcie Kościoła daje im przewagę, naturalnym mechanizmem staje się uleganie naciskom hierarchów. To dlatego przez lata nie udało się wypracować nowoczesnych rozwiązań w obszarach takich jak prawa kobiet, edukacja czy świeckość instytucji publicznych. Każda próba zmiany spotyka się z blokadą i groźbą politycznych konsekwencji ze strony Kościoła. W praktyce oznacza to, że obywatele nie mają pełnej kontroli nad własnym państwem – ich decyzje wyborcze są pośrednio filtrowane przez wpływ religijnej instytucji. To sytuacja głęboko niebezpieczna, bo podważa fundament demokracji, jakim jest zasada równej rywalizacji politycznej.
🚫 Czas na wyraźny rozdział
Wypowiedzenie konkordatu to krok niezbędny, by przywrócić równowagę między państwem a Kościołem. Obywatele muszą mieć pewność, że politycy działają w ich interesie, a nie w interesie instytucji religijnej. Neutralność państwa nie oznacza wrogości wobec religii, lecz gwarancję, że żadna wspólnota wyznaniowa nie ma specjalnych przywilejów w sferze polityki. Przyszłość polskiej demokracji zależy od tego, czy uda się przeciąć ten nieformalny sojusz. Tylko wtedy głos obywateli będzie rzeczywiście decydujący, a nie uzależniony od decyzji zapadających w kościelnych gabinetach.