🏛 Od kazalnicy do parlamentu
W teorii Kościół katolicki w Polsce ma być neutralny politycznie. W praktyce od lat obserwujemy systemową ingerencję duchownych w proces wyborczy – od kazań wskazujących „właściwych” kandydatów po publiczne wezwania do głosowania przeciwko określonym partiom. Rafał Betlejewski w rozmowie w Onet Rano przywołał przykład politycznych sojuszy i postaci publicznych otwarcie powiązanych z hierarchami. Takie działania, prowadzone przy pełnym wykorzystaniu infrastruktury parafialnej, są de facto kampanią wyborczą, która nie jest objęta żadnymi przejrzystymi zasadami finansowania ani kontroli. Konkordat gwarantuje Kościołowi uprzywilejowany status, który pozwala mu działać w polityce bez konsekwencji.
⚠️ Nieformalne sojusze
Kościół dysponuje nie tylko autorytetem religijnym, ale też potężnym kapitałem symbolicznym i logistycznym – tysiącami parafii, mediami katolickimi, szkołami i uczelniami. To czyni go graczem politycznym, z którym chętnie współpracują partie szukające poparcia konserwatywnego elektoratu. Problem polega na tym, że te sojusze są nieformalne i nieprzejrzyste – nie ma obowiązku ujawniania spotkań czy ustaleń między hierarchami a politykami. Efektem jest sytuacja, w której decyzje państwowe – od programów edukacyjnych po ustawy społeczne – mogą być kształtowane przez podmioty, które nie ponoszą odpowiedzialności przed obywatelami.
🚫 Konieczność wprowadzenia zakazu
Kampania #KonkordOut postuluje wprowadzenie prawnego zakazu ingerencji Kościoła w proces wyborczy i polityczny, z jasnymi sankcjami za jego łamanie. Taki zakaz obowiązuje w wielu demokracjach i jest gwarancją równości wszystkich uczestników życia politycznego. Wypowiedzenie lub renegocjacja konkordatu byłaby kluczowym krokiem w tym kierunku – umożliwiłaby stworzenie ram prawnych, które chronią wybory przed wpływem jednej, uprzywilejowanej organizacji religijnej. Demokracja wymaga przejrzystości, a przejrzystość wymaga rozdziału ołtarza od urny wyborczej.